Dom nie najgorszy

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Robiąc filmy o złych Polakach trzeba być gotowym na klęskę. Nie dlatego, że tutejsi „patrioci” z pianą na ustach i szczerbcem w klapie zakrzyczą meritum; nie dlatego, że Polacy niechętni są oglądaniu siebie w negatywnym kontekście. Filmy podejmujące temat polskości, przejawiającej się wszechobecnością wódki, nietęgą obyczajowością, przemocą w rodzinie, powszechnym krętactwem czy podkładaniem świń na wszystkich szczeblach, pojawiają się na ekranach kin z regularnością mniej więcej taką, z jaką w ogóle pojawiają się polskie filmy. Wojciech Smarzowski z dziecinną naiwnością wchodzi więc na grunt wyeksploatowany, także przez niego samego, na którym powiedzenie czegoś nowego jest trudem karkołomnym.

Może więc nie w tym szukać klucza do „Domu złego”? Może historię nocy spędzonej przez Środonia (Arkadiusz Jakubik) w domu Dziabasów (Marian Dziędziel, Kinga Preis) rekonstruowaną przez ekipę porucznika MO Mroza (Bartłomiej Topa) należy traktować bardziej fabularnie, jako film kryminalny? Smarzowski nie ułatwia tego: kilkakrotnie nawiązuje do swego poprzedniego filmu, po raz kolejny kpiąc ze sprośnych weselnych zabaw, z wódki czyniąc katalizator akcji, a bohaterowi granemu przez Dziędziela znów każąc trzymać dorobek całego życia w schowku w podłodze.

Jako kryminał „Dom zły” broni się nieźle. Film trzyma w napięciu w wątku retrospektywnym, a kiedy jego zagadka jako tako się wyjaśnia, trzęsienie ziemi następuje już w bieżących losach głównego bohatera. I choć umieszczenie akcji w realiach lat 70. i 80. daje ułudę bezpiecznego poczucia, że „to se ne vrati”, trudno się oprzeć wrażeniu, że przeniesienie scenariusza w dzisiejsze czasy wymagałoby zaledwie kosmetycznych zmian. Nieco wątpliwości może budzić tylko prawdopodobieństwo postaci nieugiętego oficera milicji w raczej bezbarwnym wykonaniu Bartłomieja Topy.

Smarzowski niewiele ryzykował, angażując sprawdzonych aktorów do większości ról. Zresztą niektóre z nich piszą się same, jak zataczający się prokurator Tomala (Robert Więckiewicz) czy wożony czarną wołgą dygnitarz Zięba (Sławomir Orzechowski). A nazwiska Preis czy Dziędziel stanowią samopotwierdzającą się gwarancję kreacji o znakomitym warsztacie aktorskim. Za zagranie va banque można uznać „jedynie” obsadzenie w pierwszoplanowej roli Arkadiusza Jakubika. Aktor, obdarzony ogromną vis comica, znany był dotąd głównie z nieskomplikowanych psychologicznie kreacji komicznych. A rolą Środonia nie wwozi już drzewa do lasu. Tworzy postać tragikomiczną, wiarygodną i niejednoznaczną, czym, choć Jimem Carey nigdy nie będzie, z dużą dozą prawdopodobieństwa na nowo definiuje swoje emploi.

„Dom zły” nie przewróci polskiego filmu do góry nogami. Ale to mocne kino z galerią ciekawych postaci i dobry sposób na spędzenie wieczoru. Głęboko w fotelu i niekoniecznie z popcornem.

Zwiastun:

a bredzisz i tyle

patriotom z szczerbcem w klapie Smarzowski pewnie podchodzi bardziej niż słodziaste pierdoły o suwnicowej, które niebawem pewnie zobaczymy

Dodaj komentarz